W sobotę, dnia 18 lutego w Wodnym Parku Tychy włączył się alarm, który wywołany został czujką przeciwpożarową znajdującą się w strefie surfingu. Zdarzenie miało miejsce o godzinie mniej więcej 20:20, kiedy to na terenie obiektu przebywało kilkaset osób. Klienci obiektu skarżą się, że ewakuacja nie była przeprowadzona w należyty sposób, a ponadto podkreślają, że pracownicy obiektu zaczęli rozliczać klientów za pobyt. Wymagali oni zegarków, które otrzymują na wejściu klienci, z których można zobaczyć jaka należy się opłata za pobyt.
Co dokładnie wydarzyło się w sobotę w Wodnym Parku Tychy?
Sytuacja jest na pewno bulwersująca. Klienci obiektu skarżą się, że początkowo po włączeniu się alarmu, to nikt nie wiedział co się dzieje. Ratownicy raz kazali wszystkim wyjść z basenów, potem wejść, a na końcu w samych kąpielówkach musieli oni wyjść na zewnątrz, gdzie panowała temperatura 6 stopni Celsjusza. Zaznaczają jednak, że po chwili wszystkie osoby na dworze otrzymały koce termiczne oraz pantofle.
Sporo kontrowersji wywołuje jednak również to, co miało dziać się później. Podobno dwie pracownice obiektu zaczęły rozliczać klientów z zegarków. Każdy kto chciał opuścić obiekt w ramach ewakuacji podobno miał rozliczyć się z otrzymanych zegarków.
W całej sytuacji wypowiedzieli się także pracownicy Wodnego Parku Tychy, którzy twierdzą, że klienci oraz pracownicy w żadnym wypadku nie byli zagrożeni. Wszystkie działania ewakuacyjne prowadzono zgodnie z przepisami, a dodatkowo alarm był i tak fałszywy. Obiekt przeprasza za niedogodności związane z fałszywym alarmem, a ponadto oferuje rekompensatę na podstawie przedstawienia paragonów klientów.